TubeOrigin.com
Dobra, zabieram was, pogromców orzechów, z powrotem do korzeni sprośności moją recenzją TubeOrigin.com. Brzmi piekielnie dobrze, prawda? Ale nie oszukujmy się, nazwa taka jak TubeOrigin już ściska waszą wyobraźnię za jaja. Brzmi jak miejsce narodzin wszystkich postrzelonych orzechów od zarania dziejów. Spodziewam się starożytnej świątyni, w której jaskiniowcy tłukli się kamieniami i wynaleźli pornografię przed ogniem.
Dobra, podejdźcie bliżej, nocne gobliny i zawodowi rzeźnicy. Otwórzmy tę relikwię i zobaczmy, jakie prehistoryczne porno serwuje nam dziś TubeOrigin.
To jest tak ogólne, że może być eksperymentem rządowym
Strona główna tubeorigin.com wita Cię nijakim wyglądem. Projekt to klon podręcznika: białe tło, czarne nagłówki, niekończące się rzędy miniaturek, które wyglądają identycznie, aż mózg zaczyna szwankować. Jeśli w ciągu ostatniej dekady widziałeś jakąkolwiek typową stronę z filmami, gratulacje, widziałeś już TubeOrigin.
Strona nie stara się wyróżniać. To ten dzieciak z klasy, który przepisuje wszystkim prace domowe, a i tak udaje mu się udzielić połowy błędnych odpowiedzi.
Można by dosłownie zastąpić nazwę „TubeOrigin” nazwą „AnyPornSiteEver.com” i nie zauważyć. Ale jest pewien haczyk: czasami agresywna przeciętność może działać na korzyść porno. Nie rozpraszają cię wyszukane menu ani funkcje sztucznej inteligencji, o które nikt nie prosił. To po prostu „kliknij, odtwórz, powtórz”. Czysta jaskiniowa technika masturbacji.
Przepakowana zawartość
Nazwijmy to po imieniu; TubeOrigin po prostu kradnie… To znaczy, zbiera filmy z każdego innego kanału pod słońcem. Nie ma tu żadnej oryginalności, to plagiat pornograficzny na dużą skalę.
Znajdziesz klipy z dużych studiów filmowych zmieszane z domowymi bzdurami, wszystko zlepione jak bufet, który zbyt długo stał na zewnątrz. Algorytm (jeśli można go tak nazwać) też najwyraźniej nie rozumie kategorii. Wyszukaj „Ebony”, a otrzymasz dwie blondynki, kompilację lesbijek i coś, co może być nieudanym poradnikiem kulinarnym.
To jest szalone i nie seksowne, tylko leniwe. Mimo to, niektóre klipy trafiają w sedno. Trafisz na idealny filmik, który zaspokoi twoją potrzebę, zazwyczaj przypadkiem, nigdy celowo. Różnorodność jest ogromna, owszem, ale to jak magazyn pełen losowych śmieci. Znajdziesz perełki, ale znajdziesz też trzydzieści kopii tej samej sceny z fellatio pod różnymi nazwami. Liczy się ilość, nie jakość. Motto strony powinno brzmieć: „Wrzucamy wszystko, nawet jeśli jest do bani”.
DMV witryn pornograficznych
Wizualnie jest w porządku. Funkcjonalnie to koszmar. Przeglądanie TubeOrigin przypomina spacer po IKEI w poszukiwaniu pornosów – każda sekcja wygląda tak samo, każda miniatura ma lekkie déjà vu, a zanim znajdziesz coś, co ci się spodoba, już zapominasz, po co tu w ogóle przyszedłeś.
Jest sekcja „Kategorie”, która ma być pomocna, ale jest tak samo ogólna, jak reszta. MILF, Nastolatka, Anal, Amatorka, Japonka – te same pięć słów, które pojawiają się na każdej stronie od 2008 roku.
A ten pasek wyszukiwania? Mniej więcej tak użyteczny jak prezerwatywa z mgły. Wpisujesz „masaż macochy”, a wyskakuje ci „publiczny wytrysk”. Wpisujesz „publiczny wytrysk”, a wyskakuje ci „kreskówka”. To jak kłótnia z pijanym kumplem, który pokazuje ci losowe porno, aż się poddasz.
Wersja mobilna działa jednak zaskakująco dobrze. Filmy ładują się szybko, sterowanie jest przejrzyste, a buforowanie minimalne. Tak więc, owszem, jest to prosta, ale niezawodna aplikacja.
Atmosfera tutaj jest trochę otępiała
Tu TubeOrigin ujawnia swoją prawdziwą moc. To jak przewijanie nudy o 2 w nocy, kiedy mózg jest zbyt zmęczony, żeby się czepiać.
Nic tu nie wydaje się osobiste. Nie ma tu poczucia wspólnoty, żadnych tagów „przesłane przez”, żadnej duszy. Tylko niekończący się ciąg jęczących miniaturek, zlewających się w jedno, aż zabraknie dopaminy.
Nie jesteś tu po to, żeby się dobrze bawić. Jesteś tu, żeby na chwilę zapomnieć, że żyjesz. I, o dziwo, to część jego sukcesu. To szum tła masturbacji, muzyka współczesnego porno. W TubeOrigin się nie zakochujesz. Po prostu tam trafiasz.
Reklamy są cyfrowe, STD
Każda strona z filmami Tube grzeszy, ale TubeOrigin grzeszy agresywnie. Wyskakujące okienka to bezczelne, fałszywe odtwarzacze wideo, fałszywe alerty wirusowe, fałszywe „MILF-y w pobliżu”, które wyglądają, jakby zostały narysowane przez sztuczną inteligencję wyuczoną na błędnych decyzjach.
Niektóre reklamy są tak głośne, że mogłyby obudzić twoich przodków. Kliknij raz, a zostaniesz przeniesiony do pięciu nowych kart, każda bardziej przeklęta od poprzedniej. To tak, jakby strona testowała twoją cierpliwość i jednocześnie twój program antywirusowy. To jak porno ruletka, ale kule to złośliwe oprogramowanie. Jeśli tu wchodzisz, lepiej bądź zabezpieczony.
Co facet od porno myśli o tubeorigin.com
No dobra, mój chłopcze. Oto werdykt. TubeOrigin to internetowy odpowiednik kanapki na stacji benzynowej, da radę, ale to nie jest historia, którą opowiesz wnukom. Nie ma tu dreszczyku emocji, pazura, oryginalności. Tylko napływ treści i delikatny posmak żalu. Po zamknięciu karty nie będziesz pamiętać układu, klipów, ani nawet logo. Ale będziesz tu wracać, bo jest znajome. Bo jest łatwe. Bo jest DARMOWE. Czy nazwałbym to sztuką? Absolutnie nie. Czy nazwałbym to skutecznym? Boleśnie. I jak na stronę, która nazywa się „Origin”, to ironicznie najbardziej szczera rzecz.